Smalec wegetariański z jabłkiem

Od stycznia tego roku nie jem mięsa, co wyzwoliło we mnie podczas gotowania kolejne, nieznane dotąd, pokłady kreatywności. Szukanie znanych smaków i faktur, mając do dyspozycji kompletnie inne niż do tej pory środki, to fantastyczne wyzwanie! Wegetariański smalec, który wymyśliłam, przerósł moje oczekiwania. Polecam go również mięsożercom! 😉

SKŁADNIKI:

2 łyżki oleju kokosowego

– 2 łyżki oleju lnianego

– 2 łyżki Oleju Kujawskiego z rozmarynem, oregano i bazylią

– łyżeczka zmielonej kozieradki

– łyżeczka zmielonej papryki wędzonej*

– łyżeczka suszonego majeranku

– kilka listków roztartego świeżego lubczyku

– łyżka sosu sojowego

– szczypta soli (w razie potrzeby)

– średnia pokrojona w kostkę cebula

– pół obranego i pokrojonego w kostkę dobrego jabłka

*Wędzona papryka dodaje aromatu i pięknego koloru, ale z powodzeniem możemy też jej dodanie pominąć (wtedy nasza potrawa będzie bardziej przypominać tradycyjny smalec z jabłkiem).

PRZYGOTOWANIE:

Wszystkie oleje podgrzać na wolnym ogniu w rondelku. Dodawać po kolei pozostałe składniki, cały czas mieszając. Dusić, aż cebula stanie się miękka (ok. 10 – 15 minut). Przelać do szklanego lub ceramicznego naczynia. Odstawić do wystygnięcia, a potem włożyć do lodówki.
Tradycyjnie polecam przygotowanie naszego smalcu dzień przed planowanym podaniem 😉

Zapraszam do lektury troszkę dłuższego wpisu na ten sam temat na moim blogu oczami nNi:

Barszcz czerwony zabielany

Od września mam ogromną przyjemność jadać w swojej pracy obiady gotowane przez doświadczone kulinarnie góralki. Jak łatwo się pewnie domyślić, jedzenie jest przepyszne! Jednym z większych pozytywnych zaskoczeń ostatniego czasu był dla mnie barszcz czerwony zabielany, którego dotąd nie znałam. Barszcz czerwony nie jest zazwyczaj zupą mojego pierwszego wyboru, a znam go w dwóch, a właściwie trzech wersjach. Jako: barszcz czysty, ten również czysty, ale bardziej wykwintny wigilijny oraz ukraiński, czyli zabielany czysty z dodatkiem fasoli. Jednak barszcz zabielany, o którym dziś piszę (i który moja mama, góralka, pamięta ze swojego dzieciństwa), to barszcz zabielany z ziemniakami, dużą ilością czosnku i majeranku, niezwykle aromatyczny i po prostu fantastyczny! W żadnej innej części Polski się jeszcze z takim nie spotkałam. Spróbowałam go odtworzyć i wyszedł doskonale!
(Wszystkie potrzebne składniki udało mi się dostać w Biedronce.)

SKŁADNIKI:

– ok. 70 dag kości wieprzowych

– ok. 40 dag podudzia z kurczaka

– pół opakowania mrożonej włoszczyzny w paski

– jedna nieobrana cebula

– ok. 25 dag obranych i ugotowanych buraków (pół opakowania, które dostaniemy w sklepie), które zetrzemy na tarce

– 4 średnie obrane i pokrojone w kostkę ziemniaki

– butelka (ok. 48 ml) gotowego barszczu czerwonego

– 4 ząbki czosnku

– 3 – 4 łyżki śmietany

– łyżka suszonego majeranku

– szczypta świeżego lub suszonego lubczyku

– 4 liście laurowe

– 3 ziarna ziela angielskiego

– kilka kropli mleka

– kilka kropli cytryny

– 3 – 4 kostki bulionowe (własne lub kupne: 2 wołowe i 2 drobiowe z pietruszką i lubczykiem)

PRZYGOTOWANIE:

Umyć kości wieprzowe oraz podudzia kurczaka i gotować na wolnym ogniu z liśćmi laurowymi, zielem angielskim i ząbkiem czosnku przez 25 minut. Po ich upływie dodać włoszczyznę wraz z opaloną na ogniu cebulą. Gotować kolejne 25 minut, na końcu wrzucić kostki rosołowe. Przelać wywar warzywno-mięsny przez sitko do drugiego garna. Do wywaru wrzucić pokrojone w kostkę obrane ziemniaki, starte na tarce buraki, barszcz z butelki, pozostałe 3 ząbki czosnku i majeranek. Gotować ok. 30 minut. Pod koniec doprawić mlekiem i cytryną oraz zabielić śmietaną. Zupa – jak to na ogół z zupami bywa – najlepiej smakuje dopiero dnia następnego 😉

 

Góralski barszcz na sałacie z wędzonką zabielany zsiadłym mlekiem

Ostatnio zachwyciłam się w znakomitej góralskiej karczmie „Zapiecek” zupą, która figurowała w karcie jako „góralski barszcz na sałacie z wędzonką zabielany zsiadłym mlekiem”. Nie bardzo wiedziałam, czego się spodziewać, choć z używaniem sałat do zupy już się spotkałam, jednak jakoś do tej pory nie miałam jeszcze okazji spróbować takiego połączenia. Smak zaserwowanej mi zupy przeszedł moje najśmielsze oczekiwania, a największym zaskoczeniem była cudowna konsystencja sałaty, przypominająca coś pomiędzy trawą morską a gotowanym szpinakiem.
Postanowiłam sama spróbować w domu swoich sił i odtworzyć ten smak. Nieskromnie powiem, że zupa, którą zrobiłam, była tak samo dobra jak ta w karczmie, jak nie lepsza!;)

SKŁADNIKI:

– średniej wielkości sałata masłowa

– tacka świeżej włoszczyzny

– 30 dag dobrego wędzonego boczku

– mała butelka maślanki (ok. 400 g)

– mała butelka zsiadłego mleka (ok. 500 g)

– mała chochelka (lub 2 czubate łyżki) wody z kiszonych ogórków

– 2 – 3 średnie ziemniaki

– liść laurowy

– ziele angielskie

– 3 kostki bulionowe

PRZYGOTOWANIE:

Boczek pokroić w kostkę i podzielić na dwie części – bardziej białe podsmażyć na patelni bez tłuszczu aż zrobią się skwarki (nie przejmować się jak się zrobią czarne – mają być, jak tutaj mówią, „takie dość”). Potem odstawić. Włoszczyznę umyć i obrać i wrzucić do garnka (nie kroić, lub pokroić tylko tak, żeby się zmieściła do garnka). Zalać wodą, dodać pozostałą „bardziej mięsną” część boczku, ziele angielskie i liść laurowy i gotować ok. 30 minut. W tym czasie umyć sałatę i pokroić w paski, a także umyć i obrać ziemniaki i pokroić na dosyć grube kawałki. Kiedy zrobi się nam warzywny bulion na wędzonce, wyłowić włoszczyznę (dlatego będzie łatwiej, jak będzie możliwie jak najmniej pokrojona), ale zostawić w środku wędzonkę. Dodać kostki rosołowe, pokrojoną sałatę i ziemniaki (ewentualnie trochę wrzątku) i gotować jeszcze ok. 30 minut na wolnym ogniu (ważne, żeby ziemniaki były prawie rozgotowane). Mniej więcej po 15 minutach odlać do miski trochę zupy i powoli, cały czas mieszając, połączyć ją z maślanką i zsiadłym mlekiem. Całość wlać powoli do gotującej się zupy, również cały czas mieszając, wraz z wodą z ogórków i usmażonymi skwarkami (postarajmy się dodać do zupy jak najmniej tłuszczu z patelni).
Wyłowioną i ostygniętą włoszczyznę możemy pokroić i zrobić z niej sałatkę, dołączając do niej np. małą puszkę zielonego groszku (lub groszku z kukurydzą) i pokrojone w kostkę: ogórki kiszone, jabłko, jajko na twardo i trochę majonezu 😉

Zapraszam na swój nowy blog

fot. Valantis Nikoloudis

Moi Drodzy Czytelnicy,

z ogromną dumą i radością chciałam zaprosić Was na swój nowy blog
oczami nNi. Kulinaria, choć bardzo dla mnie ważne, nie są moją jedyną miłością, a na nowym blogu będą jedną z kategorii, wraz z pozostałymi moimi pasjami. Blog powstał zarówno z chęci pisania, jak i potrzeby zebrania w jednym miejscu wszystkiego tego, co mnie interesuje. Jeśli podoba się Wam mój styl, to mam ogromną nadzieję, że oczami nNi również sprawi Wam przyjemność 😉
Oczywiście nie zamierzam zawiesić Jednopalnikowej! Wiem, że ostatnio pisałam rzadziej – proszę o wyrozumiałość. Tworzenie przepisów jest dla mnie procesem ważnym i bardzo zależy mi na (merytorycznej) jakości publikowanych tu wpisów.
Zapraszam do śledzenia mojego nowego dzieła oraz tego bloga równocześnie! 😉

Jednopalnikowa

Ratatuja z pieczonych warzyw

Ratatuja to jedno z tych dań, które mi się chyba nigdy nie znudzą i które przygotowuję w przeróżnych wariantach. Umieszczałam już na tym blogu przepis na prostą ratatuję z cukinii (przepis TUTAJ), a dziś dzielę się przepisem nieco bardziej rozbudowanym. Od bardzo dawna przyrządzałam ratatuję bez używania piekarnika – wszystkie warzywa drobno siekałam i podsmażałam. Tym razem postanowiłam zobaczyć, o jaki smak wzbogacą to danie warzywa wcześniej pieczone. Rezultat podbił serca gości, dla których gotowałam, więc zapraszam do wypróbowania!;)
P.S. Wybierzmy naprawdę dobre czerwone wino do gotowania, które podamy także do naszej ratatui gościom.

SKŁADNIKI:

– 3 bakłażany

– 3 słodkie szpiczaste papryki

– 2 średnie cukinie

– 5 średnich czerwonych cebul

– główka czosnku

– 3 puszki pomidorów w puszce

– 40 dag pieczarek

– 40 dag boczniaków

– 13 dag sera gouda (pół kostki)

– 4 łyżeczki koncentratu pomidorowego

– oregano suszone

– szklanka dobrego półwytrawnego czerwonego wina

– sól himalajska

– olej rzepakowy

– oliwa z oliwek

PRZYGOTOWANIE:

Garnek do pieczenia lub duże naczynie żaroodporne (albo dwa) wysmarować oliwą z oliwek. (Jeśli używamy piekarnika, nagrzejmy go wcześniej do 180 stopni.) Umyte bakłażany, papryki i cukinie bez obierania przekroić  wzdłuż na pół i umieścić na wysmarowanej oliwą powierzchni. Cebule oraz czosnek bez obierania z łupin przekroić na pół w poprzek i położyć obok reszty warzyw. Posypać wszystko solą himalajską i suszonym oregano. Piec ok. 30 minut.
Na rozgrzanym oleju słonecznikowym usmażyć drobno posiekane pieczarki i boczniaki. Pomidory w puszcze zmiksować na jednolitą masę z solą, koncentratem i suszonym oregano.
Upieczone warzywa pokroić w kostkę, pozbawiając wcześniej cebulę i czosnek łupinek. Czosnek wyjąć z łupinek łyżeczką i przepuścić przez praskę. Pokrojone pieczone warzywa połączyć z grzybami i sosem pomidorowym. Wszystko zagotować, a potem dusić, dodając połowę drobno startego sera i wino, ok. 15 minut. Podawać z purée ziemniaczanym, ryżem basmati lub makaronem oraz resztą startego żółtego sera do posypania.
Danie najlepiej smakuje następnego dnia lub przynajmniej kilka godzin po przygotowaniu 😉

Pulpety myśliwskie w sosie śmietanowo-chrzanowym z purée z pietruszki i topinamburu podane ze śliwką w occie

Jak co roku, 1 listopada robię obiad dla najbliższych, z którymi spędzam te piękne święta. Zupa dyniowa jest już nową świecką tradycją, ale przygotowanie drugiego dania zawsze pozostawia duże pole dla wyobraźni. Za cel stawiam sobie to, by dobrze komponowało się z zupą, a także w jakiś sposób nawiązywało do jesieni oraz kuchni polskiej. W tym roku chodziły za mną pulpety, ale chciałam, by w przeciwieństwie do tych tradycyjnych były wyraziste i aromatyczne, pięknie współgrające z delikatnym sosem chrzanowym. Zapraszam więc serdecznie na swoje autorskie pulpety myśliwskie w sosie śmietanowo-chrzanowym z delikatnym i eleganckim purée z pietruszki i topinamburu podane ze śliwką w occie! To danie idealnie sprawdzi się na wielu proszonych przyjęciach!;)

SKŁADNIKI:

Pulpety myśliwskie:

– 500 g mielonego mięsa wołowego

– 1 kawałek surowej białej kiełbasy

– 300 g boczku wędzonego

– 30 g suszonego borowika szlachetnego

– 50 g jęczmiennej kaszy perłowej (= ½ torebki)

– 5 cebul szalotek

– 1 cebula biała

– 4 owoce jałowca

– 3 liście laurowe

– 2 ziela angielskie

– 3 ząbki czosnku

– 2 surowe jajka

– 1 kostka rosołowa bulion na wędzonce

– 2 – 3 kostki rosołowe bulionu grzybowego

– olej rzepakowy do smażenia

Sos śmietanowo-chrzanowy:

– ¼ masła

– mąka

– odcedzony wywar, w którym gotowały się pulpety

– mały słoiczek chrzanu śmietankowego

– kilka łyżek śmietany

– kilka kropli soku z cytryny

Purée z pietruszki i topinamburu:

– 500 g topinamburu

– 3 duże korzenie pietruszki

– szczypta soli

– masło

– śmietana

– świeży koperek

PRZYGOTOWANIE:

Pulpety myśliwskie:

Suszone grzyby zalać zimną wodą i odstawić na minimum pół godziny. Ugotować kaszę z niewielką ilością soli (najlepiej himalajskiej), odcedzić i odstawić do wystygnięcia. Wędzony boczek pokroić w drobną kostkę i podsmażyć na rozgrzanej patelni. Potem na kilku kroplach oleju rzepakowego podsmażyć białą kiełbasę (rozciąć wcześniej jelito, w którym się znajduje i podsmażać jedynie jego zawartość) oraz zeszklić posiekane w kostkę cebule szalotki wraz z cebulą białą. Połączyć podsmażony boczek, kiełbasę białą i cebule i zamieszać. Mniej więcej ⅔ z nich zmiksować na jednolitą masę, a potem znów połączyć i pomieszać z resztą. Odsączyć namoczone wcześniej grzyby, drobno posiekać i również podsmażyć, ale bardzo krótko – maksymalnie 2 minuty. Wyłożyć umyte surowe mielone mięso do dużej miski, dodać ugotowaną kaszę, smażony boczek, kiełbasę i cebule (zmiksowaną i niezmiksowaną część razem), podsmażone suszone grzyby  i dwa surowe jajka i wszystko to porządnie wymieszać, najlepiej umytymi gołymi rękami. Formować w dłoniach niewielkie pulpety.
W dużym garnku zagotować wodę z owocami jałowca, liśćmi laurowymi, zielem angielskim, czosnkiem i kostkami rosołowymi. Uformowane surowe pulpety wrzucić do gotującego się wywaru i gotować ok. 10 minut. Po ugotowaniu pulpetów nie wylewać wywaru – przyda się do sosu! 😉

Sos śmietanowo-chrzanowy:

W małym rondelku rozpuścić masło. Stopniowo dodawać mąkę (na oko), cały czas mieszając. Kiedy zrobią się grudki, dodać chochlę odcedzonego wywaru z pulpetów i mieszać. Kiedy zasmażka nabierze objętości i konsystencji sosu, dodać rozrobiony ze śmietaną chrzan. Proporcje zależą od nas. Na końcu można dodać kilka kropli soku z cytryny. Jeśli chcemy, możemy dodać też niewielką szczyptę cukru.

Purée z pietruszki i topinamburu:

Korzenie pietruszki umyć, obrać i pokroić w kostkę, a potem gotować w lekko osolonej wodzie ok. 40 minut. Topinambur bardzo uważnie wyszorować i bez obierania pokroić w kostkę. Gotować w lekko osolonej wodzie ok. 20 minut. Oba warzywa odcedzić, a potem utłuc tłuczkiem na jednolitą masę, dodając do niej odrobinę masła i śmietany. Ozdobić odrobiną koperku.

_____________________________________________

Danie serwować ze śliwką w occie. Nawet, jeśli nie robiliśmy jej samodzielnie, dobra śliwka w occie idealnie wkomponuje się w całość 😉

Jednopalnikowa sałatka caprese

Sałatka caprese jest jedną z najprostszych do przygotowania, a równocześnie niezwykle smacznych i efektownych. Tradycyjne caprese składa się z pomidorów, mozzarelli i bazylii. Mój jednopalnikowy wariant caprese to jeden ze sposobów podania domowego twarogu (na którego przepis znajdziemy TUTAJ): w towarzystwie pomidorów i rukoli. Smaki doskonale się przeplatają, ponieważ ten domowy biały ser nie ma w sobie kwaskowatego posmaku i jest bardzo delikatny, nawet lekko słodkawy, co idealnie współgra z soczystym pomidorem i bardzo wyraźną rukolą. Polecam serdecznie!;)

SKŁADNIKI:

– pół twarogu domowej roboty (przepis TUTAJ)

– pomidor

– świeża rukola

oliwa z oliwek

– szczypta soli himalajskiej

– szczypta czarnego mielonego pieprzu

PRZYGOTOWANIE:

Pokroić umyty pomidor i twaróg w plastry. Jeśli ser wyjdzie nam bardziej płynny – w coś w miarę przypominającego plastry 😉 Ułożyć na półmisku plastry twarogu, przeplatając plastrami pomidora. Ozdobić półmisek rukolą, posypać wszystko szczyptą soli i pieprzu, a na końcu skropić oliwą z oliwek!;)

Klopsiki bakłażanowe z pistacjami i mozzarellą

Jestem ogromną miłośniczką bakłażana. Mimo że nie ma bardzo wyrazistego smaku, urzeka mnie swoją konsystencją, delikatnością i pewnym rodzajem szlachetności. Pieczony (lub smażony) bakłażan z pomidorami, czosnkiem, oliwkami, świeżym oregano, bazylią i parmezanem to kompozycja, którą mogłabym jeść niemal bez przerwy (czasami bez czosnku). Postanowiłam jednak odrobinę poeksperymentować z tym warzywem. Wyszło mi dosyć intrygujące danie: aromatyczne klopsiki bakłażanowe z kukurydzą, oliwkami, dużą ilością ziaren (także prażonych), pistacjami i kuleczką mozzarelli w samym środku; danie z lekko wyczuwalną słodką nutą, delikatne, ale równocześnie wyraźne. Myślę, że sprawdzi się idealnie zarówno jako danie główne z purée ziemniaczanym, jak i na przyjęcia w roli przekąski lub przystawki. Polecam podawanie klopsików bakłażanowych z tzatzikami lub dipem ogórkowo-koperkowym i np. dipem pomidorowym lub serowym! 😉

SKŁADNIKI:

– średniej wielkości bakłażan

– mała puszka kukurydzy złocistej (masa netto ok. 170 g)

– mały słoik zielonych oliwek drylowanych (masa netto ok. 230 g)

– 60 g pistacji prażonych solonych

– 90 g słonecznika łuskanego

miks z ziarnami prażonymi Chrupiąca Sałatka (słonecznik, dynia, pinia)

– 2 czerwone cebule

– spory pęczek świeżego koperku

– 100 g mini mozzarelli

– 3 plastry sera cheddar

– ziele angielskie

– liść laurowy

– 2 ząbki czosnku

– sól himalajska

– pieprz

gotowa grecka mieszanka przypraw do fety lub oregano, natka pietruszki, czarny pieprz, sól

gotowa grecka mieszanka przypraw do spaghetti lub gałka muszkatołowa, oregano, bazylia, czarny pieprz, cynamon, szafran, papryka

– mąka

– 2 surowe jajka

– bułka tarta

– olej ryżowy (lub rzepakowy)

PRZYGOTOWANIE:

Bakłażana umyć, przekroić wzdłuż, nasmarować olejem i piec ok. 30 minut. Odcedzić kukurydzę i oliwki, a potem zmiksować je na jednolitą masę z obranymi pistacjami, ziarnami słonecznika i miksem prażonych ziaren. Cebule drobniutko posiekać, zeszklić na patelni, dosypując do nich trochę soli. Przełożyć do rondelka, odsączając z tłuszczu, razem z drobno posiekanym umytym koperkiem. Zalać niewielką ilością wrzątku, dodać ziele angielskie i liść laurowy i dusić ok. 10 minut. Odcedzić i dodać cebule z koperkiem do zmiksowanej wcześniej masy. Wymieszać. Zmiksować upieczonego, miękkiego bakłażana i połączyć z resztą masy. Wszystko dobrze wymieszać, dodać drobno posiekane plastry sera cheddar, wyciśnięty czosnek, odrobinę bułki tartej, szczyptę przyprawy do spaghetti i do fety, a także sól i pieprz do smaku.
Mini mozzarelle przekroić wzdłuż na pół. Uformować rękami z masy placuszek, w którego środku zmieści się połówka mini mozzarelli, a następnie formować klopsika (tak, by ser był otoczony masą z każdej strony). Uformowane klopsiki obtoczyć w mące, potem rozbełtanym jajku, a na końcu bułce tartej.
Dobrze rozgrzać na patelni olej, a następnie smażyć klopsiki z obydwu stron (łącznie ok. 7 minut), aż się ładnie zarumienią.
Podawać z tzatzikami lub dipem ogórkowo-koperkowym!;)

Rozmowa z Dimitrisem Koutlisem – właścicielem i szefem kuchni tawerny Krambousa

ENGLISH VERSION

Dimitris Koutlis jest właścicielem mojej ulubionej tawerny w Skala Potamii (na greckiej wyspie Thassos) – Krambousy. Jej nazwa pochodzi od maleńkiej wysepki, którą można dostrzec z ogródka restauracji.
Pewnego pięknego, słonecznego dnia miałam ogromny zaszczyt i przyjemność spędzić trochę czasu z tym niezwykle zapracowanym szefem kuchni i zadać mu kilka pytań dotyczących jego pracy. Byłam najbardziej ciekawa tego, w jaki sposób myśli o jedzeniu. Zobaczcie, co z tej rozmowy wyniknęło!

Jednopalnikowa: Podobno trzy tajemnice kuchni francuskiej to: masło, masło i… masło. Gdybyś miał opisać całą kuchnię grecką tylko w kilku słowach, jakie byś wybrał? Czuj się swobodnie – to mogą być zarówno składniki, jak i dania główne, smaki czy nawet kolory.

Dimitris Koutlis: Oliwa z oliwek, świeże zioła z gór i pól, świeże ryby i bardzo dobrej jakości mięso. I wszystko z małych gospodarstw.

J.: Bardzo miły obraz… Moje następne pytanie dotyczy warzyw. Mam wrażenie, jedząc od wielu lat w różnych greckich tawernach, że Grecy serwują oczywiście całkowicie surowe warzywa w sałatkach, ale jak już gotują warzywa, niemal zawsze je wręcz rozgotowują. W przeciwieństwie do innych kuchni świata próżno szukać w Grecji warzyw przyrządzonych al dente. Czy macie jakieś wierzenia lub przekonania związane z czasem gotowania warzyw? A może po prostu nie jadacie warzyw al dente?

D.K.: Oczywiście, że jadamy, ale zgadzam się z tobą. Myślę, że w większości restauracji i tawern w Grecji warzywa są rozgotowane. My staramy się je podawać al dente, ale to nie zawsze jest możliwe, bo nie przywykliśmy do tego. Ale masz rację – rozgotowujemy warzywa.

J.: Ale czy istnieje jakiś konkretny powód tego stanu rzeczy?

D.K.: Nie. Grecy nie są przyzwyczajeni do al dente. To dotyczy nawet spaghetti. Dopiero ostatnie 10-15 lat jemy spaghetti tak, jak się powinno. Na przykład pamiętam, że jak moja babcia czy mama robiły spaghetti, ono zawsze było rozgotowane.

J.: Mαλακά, νaí; [Na miękko, tak?]*

D.K.: Tak, dokładnie.

J.: Jadłeś kiedykolwiek greckie jedzenie przygotowywane poza Grecją? 

D.K.: Tak, oczywiście. 

J.: Zgadzasz się ze mną, że to zupełnie inny smak? 

D.K.: Tak. Mieszkałem w wielu europejskich krajach, dużo podróżowałem po Europie, a nawet pracowałem w greckich restauracjach w Niemczech i Holandii. Mam bardzo złe wrażenia. To nie jest prawdziwe greckie jedzenie. Większość z tych restauracji to raczej grill bary niż prawdziwe greckie restauracje. Oprócz tego jest jeszcze jedna rzecz, choć być może jakoś naturalna… Mianowicie jeśli pójdziesz na przykład do greckiej restauracji w Holandii, spotkasz się ze smakiem, który ma odpowiadać holenderskim gustom. W Niemczech dostaniesz na talerzu to, co Niemcy myślą o greckiej kuchni. Oczywiście niektóre greckie restauracje w Europie są naprawdę znakomite, ale niestety większość ma niewiele wspólnego z prawdziwą grecką kuchnią. Nie serwują prawdziwego, tradycyjnego greckiego jedzenia. Mają mnóstwo dań w karcie, każde z nich ma inną nazwę, ale 99% menu to po prostu grillowane mięso. W różnych kombinacjach. [śmiech]

J.: Właściwie odpowiedziałeś już na moje następne pytanie, które brzmiało: „jaka jest twoja opinia na ten temat”?

D.M.: To bardzo, bardzo komercyjne podejście. Te miejsca nie reprezentują prawdziwego smaku Grecji.

J.: Ale myślisz, że to w ogóle możliwe, żeby uzyskać ten smak tak daleko od Grecji?

D.K.: Tak, oczywiście! To jest możliwe. Myślę, że te europejskie restauracje, które to zrozumiały, robią świetny biznes, a przy tym są ambasadorami greckiego jedzenia poza granicami Grecji.

J.: Kiedy po raz pierwszy w życiu zjadłam χοριατική (sałatkę grecką) w Grecji – w twojej restauracji Krambousie zresztą – byłam kompletnie zaskoczona, ponieważ w absolutnie niczym nie przypominała tego, co serwuje się u nas w Polsce pod nazwą „sałatka grecka”. Wasza nie potrzebowała soli ani dodatkowych przypraw – miała niesamowity smak. Nasze pomidory niestety nie mają tak wyjątkowego smaku, jak wasze. Miałam wrażenie, że sałatka grecka w Grecji i Polsce to dwie diametralnie inne potrawy!

D.K.: Dlatego powiedziałem ci na początku tej rozmowy, że doskonała jakość składników robi różnicę. Nie potrzebujesz używać mnóstwa sosów, masła czy czegokolwiek. Proste, świetne jakościowo składniki i to wszystko.

J.: Czy masz jakąś ulubioną kuchnię świata, oczywiście oprócz greckiej? 

D.K.: Tak. Uwielbiam makarony, więc kocham włoską kuchnię. Również hiszpańską i większość śródziemnomorskich. Istnieją też doskonałe potrawy w krajach północnych – przepyszne mięsa. Ale jeśli pytasz mnie o moją ulubioną kuchnię świata, oczywiście na pierwszym miejscu będzie kuchnia grecka, a na drugim – włoska.

J.: Jaka więc będzie twoja ulubiona grecka potrawa, gdybyś musiał wybrać tylko jedną?

D.K.: Bardzo mi trudno odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ uwielbiam mnóstwo rzeczy. Wszystko zależy od mojego nastroju, pogody, od wielu czynników…

J.: Dobra, trzy…?

D.K.: Ryby, ryby i… ryby. [śmiech] Lubię wszystkie rodzaje ryb. W szczególności uwielbiam ryby z pieca przyrządzane według tradycyjnych receptur.

J.: Czy istnieją jakieś „grzechy główne” kucharzy, których nie wybaczasz, będąc gościem (a jednocześnie kucharzem) w innych restauracjach? Mam na myśli to, czy są jakieś szczególne zachowania/podejście kucharzy, które sprawiają, że jako gość chcesz wyjść i już nigdy do takiej restauracji nie wrócić?

D.K.: Tak, oczywiście! Przede wszystkim, kiedy kucharze kłamią, możesz wyczuć kłamstwo na talerzu. Przeważnie wtedy, kiedy nie podają ci świeżego jedzenia, ale też kiedy nie przywiązują wagi do ułożenia jedzenia na talerzu. Mocno wierzę w to, że choć jemy ustami, a potem trawimy żołądkiem, to niezwykle istotne jest pierwsze wrażenie: wygląd i zapach. Niesłychanie istotny jest zapach. Jeśli coś nie pachnie dobrze, nie musisz tego jeść.

J.: Czy masz jakąś ulubioną grecką potrawę do przygotowywania?

D.K. Co lubię przygotowywać? To doskonałe pytanie. Prawie wszystko! [śmiech]

J.: Szczęściarze z nas!

D.K.: Bardzo lubię przygotowywać na przykład sałatki. Naprawdę lubię to robić.

J.: Lubisz kroić?

D.K.: Lubię kroić nie tylko warzywa, ale zwłaszcza kiedy się kroi warzywa, trzeba je traktować jak kobietę – delikatnie, z miłością. Jeśli je za mocno poszarpiesz, zniszczysz smak, wypłyną soki.

J.: Hmm… Masz jakąś znienawidzoną grecką potrawę do przygotowywania? Coś, co nawet lubisz jeść, ale nie znosisz tego przygotowywać?

D.K.: Tak. Naprawdę nie znoszę przygotowywać gyrosa. Dlatego też nie sprzedaję go w swojej restauracji. Wierzę, że gyros to uliczne jedzenie. Wracając do pytania, które zadałaś mi wcześniej, greckie restauracje w innych europejskich krajach zmieniły znaczenie gyrosa. Teraz gyros jest podawany wszędzie, w każdej restauracji, ale w Grecji, jeśli przejdziesz się jakąkolwiek ulicą, zauważysz specjalne miejsca, snack bary, w których serwowany jest gyros. W restauracjach nie jada się gyrosa. Jada się coś innego. Mimo że uwielbiam gyros, nie przygotowuję go tutaj. Prawie nigdy. Kolejną potrawą, którą naprawdę lubię jeść, ale której nie znoszę przygotowywać, jest jedno z najsłynniejszych greckich dań – moussaka. Kocham ją, ale nie mogę jej robić. Robię ją, ale nie jest to moje ulubione zajęcie. [śmiech]

J.: Mogę zapytać dlaczego, czy to tajemnica? 

D.K.: O, naprawdę tego nie wiem. Tak to czuję. Nie mam pojęcia dlaczego.

J.: Czy jest twoim zdaniem coś charakterystycznego w greckim sposobie myślenia o gotowaniu? Coś, co wyróżnia greckich szefów kuchni od kucharzy innych narodowości?

D.K.: Mówię jako Grek, więc mogę przedstawić jedynie swój punkt widzenia. Jeszcze raz wspomnę o niewiarygodnie cudownym składniku naszej kuchni – oliwie z oliwek. Jest delikatny, zdrowy i daje potrawom mnóstwo smaku. To jest charakterystyczna rzecz dla naszej kuchni i dla naszego sposobu myślenia o gotowaniu. Kolejną jest to, czego się nauczyłem od swojej babci: gotowanie wymaga przede wszystkim czasu. Musisz się za to zabierać delikatnie i powoli. Nie możesz dobrze gotować, jeśli jesteś w pośpiechu. Musisz poświęcić temu czas. To jest taka cecha charakterystyczna, choć myślę, że tak powinno być wszędzie, bez względu na to, skąd pochodzi kucharz.

J.: Ale czy to nie jest odrobinę skomplikowane w tak świetnej i popularnej restauracji jak twoja, gdzie jest mnóstwo gości i – jak podejrzewam – w kuchni bywa nieraz naprawdę nerwowo?

D.K.: Tak, oczywiście bywa, ale trzeba być na to przygotowanym, mieć dobrą organizację, dobry zespół. To niezwykle ważne, ponieważ w kuchni – zwłaszcza w kuchni restauracyjnej – bardzo ważni są wszyscy pracownicy i to, jak dobrze potrafią współpracować jako zespół, bo to jest praca zespołowa.

J.: Chemia między ludźmi w kuchni?

D.K.: Tak.

J.: Dotarliśmy do ostatniego pytania. Co daje ci największą przyjemność i satysfakcję w tej pracy, kiedy przygotowujesz jedzenie dla swoich gości?

D.K.: To uśmiech na ich twarzach. Kiedy czuję, że im pomogłem spędzić miło czas w swojej restauracji. Kiedy są szczęśliwi. To bardzo dla mnie ważne, żeby uszczęśliwiać ludzi. I to zarówno jedzeniem, jak i obsługą. Wierzę, że jeśli masz doskonały, świetnie gotujący zespół w kuchni, ale fatalną obsługę, to nie jest to. Kiedy obsługa jest na najwyższym poziomie, ale jedzenie jest słabe, to też nie jest dobrze. Cały pakiet to doskonałe jedzenie i doskonała obsługa opiekująca się gośćmi. To jest właśnie sedno.

J.: Dziękuję bardzo! Ευχαριστώ πάρα πολύ!

D.K.: To ja bardzo dziękuję.

Po wywiadzie Dimitris obiecał mi „pokazać ogródek Krambousy”. Byłam przekonana, że idziemy za restaurację, więc kilka minut później, kiedy jechaliśmy samochodem w kierunku gór, zaczęłam nabierać podejrzeń, że za moment zobaczę coś naprawdę pięknego i chwytającego za serce. Nie myliłam się. „Ogródek” okazał się być najpiękniej na świecie położoną plantacją najszczęśliwszych pod słońcem warzyw, owoców i ziół hodowanych specjalnie dla tej tawerny! Widziałam szczęśliwe bakłażany, cukinie, drzewa oliwne. Dostałam (sama nie śmiałabym nic tam zerwać) do spróbowania świeży czosnek, niesłychanie aromatyczne liście kopru włoskiego (nie obyło się bez drobnych problemów komunikacyjnych, więc warto wspomnieć, że koper włoski to po grecku μάραθο) i liść świeżej mięty.
A po powrocie do Krambousy czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka – lunch z jej właścicielem. Nigdy nie czułam sie chyba równie zaszczycona i zestresowana zarazem. No a później… tak najedzona 😉
Ten dzień uświadomił mi, że za sukcesem mojej ulubionej tasyjskiej tawerny stoi przede wszystkim ogromna pasja, zaangażowanie, duża mądrość i wielkie serce do gotowania, ale także karmienia. I było to wyłącznie potwierdzenie wrażenia, które miałam od pierwszego zjedzenia w Krambousie 🙂

____________________________

*jedno z moich pierwszych odkryć na greckich opakowaniach makaronów: μαλακά oznacza „na miękko” i niepokojąco przypomina słowo μαλάκα, które jest obraźliwe. 

cudowny ogródek Krambousy

tylko mały wycinek naszego ogromnego pysznego lunchu

Paszteciki warzywno-mięsne w cieście francuskim

Proste w przygotowaniu, zdrowe, a przede wszystkim przepyszne – oto mój nowy kulinarny pomysł, czyli paszteciki warzywno-mięsne w cieście francuskim. Nadadzą się idealnie zarówno na przekąskę w ciągu dnia, podwieczorek czy drugie śniadanie, jak i na przystawkę proszonego obiadu czy w roli głównej każdego przyjęcia stojącego.
Jeśli skończy nam się ciasto francuskie, świetnym zastosowaniem farszu jest podanie go z makaronem (polecam pełnoziarnisty z pszenicy durum) – to znakomita, troszkę zdrowsza, alternatywa dla tradycyjnego spaghetti bolognese!;)

SKŁADNIKI:

– 35 dag mielonej surowej szynki wieprzowej

– czerwona cebula

– pół pora

– 3 ząbki czosnku

– puszka krojonych pomidorów z ziołami

– 3 łyżeczki koncentratu pomidorowego

– 100 g tartego parmezanu lub sera Grana Padano

– mrożonka „Mieszanka włoska” Hortexu

– suszone oregano

– zioła prowansalskie

– sól himalajska

– pieprz ziołowy

gęsi smalec

– opakowanie ciasta francuskiego

PRZYGOTOWANIE:

Na rozgrzanym na patelni smalcu zeszklić drobno posiekaną cebulę, pora i mięso mielone. Kiedy mięso się zetnie, wycisnąć czosnek, dodać puszkę pomidorów, koncentrat pomidorowy, szczyptę soli, pieprzu i tarty ser. Wymieszać i dusić na wolnym ogniu jeszcze ok. 5 minut. Mrożoną „Mieszankę włoską” gotować na parze ok. 10 minut. Na końcu posypać szczyptą soli do smaku i zmiksować na jednolitą masę wraz z czterema drewnianymi łyżkami sosu pomidorowo-mięsnego. Całość dobrze wymieszać z resztą sosu, w razie potrzeby dosolić do smaku.
Rozpakować ciasto francuskie. Wyciąć z niego małe prostokąty. Kłaść farsz na środku, a potem przykryć resztą ciasta i zagnieść z każdej strony. Piec w piekarniku lub garnku do pieczenia ok. 20 minut!;)


Mój dzień z Hortex